- Nie jestem dobry w pocieszaniu... - przymknąłem z lekka oczy, odchylając przy tym głowę do tyłu. Również ręce wywaliłem z siebie. - Szczególnie, gdy małe dziewczynki płaczą w kącie po przegranej... - uśmiechnąłem się złośliwie, gwałtownie się odwracając w stronę z lekka naburmuszonej Ami. Skrzyżowała ręce poniżej piersi, równie chytrze układając rysy twarzy. Przeskanowała mnie od góry do dołu wzrokiem.
- Zapewniam, że to ja będę zmuszona cię pocieszać - wypaliła wielce pewna siebie, mrużąc oczy.
- Zasada piąta. O warunkach gry decyduje wyzwana drużyna... - nakreśliłem, tym samym zgadzając się na pojedynek. - Ale jako, że jestem dżentelmenem... Proszę bardzo - wyciągnąłem z kieszeni talię kart. Zgadza się. Akurat takie drobiazgi zawsze noszę przy sobie. Skoro zasady nakazują nam rozstrzygać wszystko za pomocą gier - muszę mieć jedną, najmniejszą zawsze przy sobie... Wcześniej, idealnie poukładaną według standardowego schematu, nowo otwartej paczki. I-de-al-nie. - W co chcesz zagrać? - podpytałem dodatkowo, przekazując dziewczynie talię, którą momentalnie spowiło jej uważne spojrzenie. Dojrzałem błysk w jej oku. Czyli się złapała w pułapkę...
- Remik. Jedna runda. Najprościej - oddała mi talię. - Jeśli wygram, spełnisz dowolne moje życzenie... - postawiła, przysiadając na ziemi. W krótkim czasie poszedłem w jej ślady, na twarzy nieustannie mając wymalowany uśmiech. Chcę zobaczyć, jak schodzi z niej ta pewność siebie... Załatwię to dosyć szybko. Podwinąłem jedno z kolan pod brodę, automatycznie drugie pozostawiając zetknięte z podłogą. Moja ulubiona pozycja, do niszczenia czyiś marzeń. Może przynajmniej chwilę pogramy...
- Dobrze więc... Równą wartością będzie spełnienie mojej prośby, przez ciebie - wypaliłem z tym samym, tajemniczym wyrazem twarzy. - Więc bez przeciągania!
- Aschente! - wykrzyczeliśmy jednocześnie, podnosząc jedną z dłoni do góry.
Zabrałem się za rozłożenie po równej ilości papierowych, kolorowych karteczek zwanymi potocznie kartami. Dobrze znane mi rozłożenie... O ile dziewczyna jest spostrzegawcza na tyle, na ile mi się wydaje, w jej głowie również pojawił się obraz talii przeciwnika. Karty niby do siebie nie pasujące, lecz mimo wszystko - teraz byłem w stanie przewidzieć jej każdy ruch, jak i wzorek oraz liczbę wyciągniętą. Nie miała szans tego zrozumieć... A nawet jeśli, stworzyły się w jej głowie jakieś podejrzenia, szybko zostaną zmyte przez moją mylną grę. Winnym był ustępować kobietą... Huh, niestety nie w przypadku gier. Kilka razy karty zostały pociągnięte zarówno przeze mnie, jak i dziewczynę. Cała gra dotychczas toczyła się w głuchej ciszy... Jej zarówno mocno skupiony, lecz zdenerwowany wzrok skanował dokładnie, każdy, najmniejszy należący do mnie ruch. Wyrzucałem karty, które według ogólnego schematu były mi potrzebne, natomiast te zbyteczne, zostawiałem. Przynajmniej na tą chwilę.
Co prawda, zarówno sekwens jak i resztę ułożyłem z naprawdę małych kart, ale przy tej mylnej grze, jakoś udało mi się zachować zasadę 51 oczek.
- Wierzyłem w ciebie, do samego końca, Ami... - westchnąłem pod nosem, wykładając jednocześnie czternaście kart na podłogę, a ostatnią - piętnastą, według zasad rzucając na kupkę. Na swoim koncie dziewczyna również miała pełen sekwens, lecz na ręce wciąż zawadzało jej kilka, niedobranych kart. Tak, czy siak... Wygrałem. - Kochana, bezimienni nigdy nie przegrywają! - dodałem na koniec, pozostawiając karty w aktualnym stanie i podnosząc się na równe nogi. Wcisnąłem obie dłonie do kieszeni, wychodząc z komnaty przydzielonej dziewczynie.
<Ami? :3>