niedziela, 11 lutego 2018

Od Yuuki

Wychyliłam się delikatnie zza granicy dachu, obserwując dwie postacie w dole. Ranga diamond, władczyni i władca. Z lekkim uśmiechem przechyliłam głowę na lewe ramię, policzkiem go dotykając. Nagle niższa dziewczynka pociągnęła wyższego od siebie chłopaka za rękę, a ten się schylił. Cofnęłam się, wciąż jednak ich obserwując. Szepnęła coś do niego, a on ukradkiem rozejrzał się po dachach. Błyskawicznie czmychnęłam na inny dach, bardziej z tyłu. Raczej nie będą iść moim śladem. Chyba rzeczywiście za długo za nimi podążałam. A teraz pora na herbatkę! Zsunęłam się po rynnie i paru parapetach. W rezultacie wylądowałam na kamiennej dróżce. Ruszyłam luźnym krokiem do kawiarni. Spod jasnego kaptura bluzy obserwowałam otoczenie. Nie było nikogo specjalnego, można by nawet powiedzieć, że wokół było wyjątkowo pusto. Tylko ja i paru handlarzy. Nie ma jak wtopić się w razie czego w otoczenie. Tak też bywa.
Zamówiłam czarną herbatę i ciasto, po czym z przedmiotami wyszłam na zewnątrz. Usiadłam naprzeciw białego stolika na krześle identycznego koloru i widelczykiem oderwałam kawałek biszkoptu. Tak samo jak wtedy, kiedy wepchnięto mnie do tego świata. Prychnęłam pod nosem, pocierając nadgarstek. Wciąż boli mnie po spotkaniu z Tetem. Rzucenie w niego talerzem było złym pomysłem, zważywszy, że nigdy i tak nie potrafiłam trafiać do celu czymkolwiek innym niż strzałem z karabinu. Zawsze tak jakoś dłonią skręcałam w złą stronę i nabawiałam się skręceń.
Kiedy siedziałam przy swoim biurku, dla zabicia czasu grając w internetowego pokera, na ekranie z prawej strony pojawiło się powiadomienie o nieodebranej wiadomości. Dokończyłam rundę w której stawiałam na blef i kliknęłam w szary, półprzeźroczysty prostokąt. Wprawionym wzrokiem przeczytałam literki. Szachy? Może nie do końca moja ulubiona gra, ale pierwsza, w którą nauczyłam się grać. Uśmiechnęłam się i weszłam do gry. Po paru ruchach dostrzegłam już, że to nie komputer steruje moim przeciwnikiem. Ruchy były zbyt przemyślane, ale też ustawiane tak, by można było wygrać przy odrobinie sprytu. Nie odrywają wzroku od ekranu, wsadziłam widelczyk do ust. W myślach liczyłam pozostałe do zwycięstwa ruchy. Pojawił się napis. "Szach mat" – przeskanowałam parokrotnie spojrzeniem. Następnie gwałtownym ruchem złapałam swój talerzyk, huśtając się na krześle. Godny przeciwnik, choć nie rozumiem jego działań. Raz wydawał się specjalnie przegrywać, a następnie niemal zamienialiśmy się rolami. Zrezygnowana przechyliłam się do tyłu. Byłam po tej rozgrywce zmęczona psychicznie. Nagle ekran ściemniał, a następnie zgasł zupełnie. Nie byłam zaskoczona. To się już zdarzało parokrotnie. Niedługo będę musiała go wymienić na nowy. Westchnąłam i stanęłam wszystkimi czterema odnóżami taboretu na podłodze, sięgając palcem ku przyciskowi. Dzieliło mnie od niego parę centymetrów, gdy monitor sam się włączył. Najpierw śnieżył, a następnie wyleciało z niego mocne, białe światło. Syknęłam, momentalnie zaciskając powieki i spadając z krzesła. Na logikę, powinnam zderzyć się w ciągu sekundy z podłogą. Jednak to nie nastąpiło, a ja wyczułam, że pode mną nie ma żadnej powierzchni. Czyżbym... Spadała? Gwałtownie otworzyłam oczy. Przede wszystkim, oślepiły mnie kolory. Za dużo oczojebnych barw. Cudem złapałam swój telefon z podpiętymi słuchawkami i powerbankiem, który właśnie zamierzał wypaść z kieszeni pandowej bluzy, której uszasty kaptur właśnie nasuwał się mi na głowę przez grawitację oraz wiatr. Opanowałam chęć wrzeszczenia, spokojnie lecąc plecami w dół. Tuż nade mną pojawił się chłopiec. Jego ubrania były równie kolorowe co ten świat. Rzygam tęczą. Przekrzywiłam głowę, kładąc na swoim brzuchu talerzyk i powoli jedząc ciasto.
– Można wiedzieć, czym lub kim jesteś? – zagadnęłam. Chłopak uśmiechnął się szeroko.
– Jestem Tet. – przedstawił się, jednak wciąż patrzyłam się na niego z wyczekiwaniem. Wskazał palcem na jedną z figur szachowych – O, mieszkam tam!
– A czym jesteś? – powtórzyłam pytanie.
– Bogiem? To mój świat, w którym o wszystkim decydują gry; Disboard!
– Kto pozwolić ci porwać mnie z mojego cichego pokoiku?! – cisnęłam w niego talerzem, mając pozornie obrażoną minę.  Przedmiot przeleciał dobry metr obok jego egzystencji, przez co zaśmiał się i opowiadał dalej.
– Tym światem rządzi dziesięć zobowiązań.
Słuchałając go jednym uchem, obróciłam głowę w bok.
– Nie żeby coś, ale ziemia za bardzo się przybliżyła...
– Pierwsze; Zakazane są wojny, morderstwa i kradzieże. – Zaczął wyliczać na palcach dłoni – Drugie; Wszystkie konflikty rozwiązywane są przez gry. Trzecie; W grach stawiane są na szali rzeczy, które obie strony uznają za równowartościowe. Czwarte; Jeżeli nie złamie to zasady numer trzy, można postawić dowolną rzecz i zagrać w grę o dowolnych regułach.
– Em... – ponownie mu przerwałam, wymownie patrząc w dół – Po co mnie tu ściągałeś, jeżeli zaraz się zabiję spadając z dziesięciu tysięcy metrów?
– Piąte; O regułach gry decyduje wyzwana drużyna. Szóste; Każdy zakład zawarty zgodnie z zobowiązaniami będzie bezwzględnie przestrzegany. Siódme; Konflikty między grupami będą rozwiązywane przez posiadających pełnomocnictwo przedstawicieli. Ósme; Przyłapanie na oszukiwaniu kończy się natychmiastową porażką.
      Cicho pisnęłam, czując, że zaraz nastąpi zderzenie z ziemią. I zatrzymałam się ledwo dwa centymetry nad nią. Po chwili spadłam na tyłek.
– Dziewiąte; W imię boga powyższe zasady nigdy nie zostaną zmienione. Dziesiąte; Dobrze się bawmy podczas wspólnej gry.
Jeszcze raz szeroko się uśmiechnął, pochylając nade mną i znikł.
      Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę, że rozwaliłam pół swojego śniadania, a herbata wystygła. Westchnęłam ponownie, jednocześnie uśmiechając się.  Za bardzo się zamyśliłam. Nagle przed moim nosem znalazł się czyiś palec wskazujący.
– Ty nas śledziłaś! – wydarł się chłopak.
Dłonią odsunęłam od swojej twarzy jego kończynę i wlepiłam w niego spojrzenie bursztynowo-różowych oczu.
– Sora, to jest... Człowiek! – pisnęła jego przeurocza siostrzyczka. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
– Człowieka nie widzieliście? Przecież jest nas tutaj czwórka z Ziemi. – wyszczerzyłam się. – Prawdą jest, że jestem tutaj dłużej od tej różowowłosej, ale także, iż niewiele różnicie się ode mnie stażem. No, może tak z połowę czasu. – podparłam brodę o dłoń, powoli pijąc napar z filiżanki.
Oboje wyglądali, jakby dostali ataku padaczki czy czegoś, coś... Zaśmiałam się cicho.
– Nazywam się Yuuki. – zrzuciłam z siebie kaptur pandy, ukazując jasne włosy. Przekrzywiłam głowę, przymykając oczy i zmniejszając stopień uśmiechania się.
– S... Sor... Sora... – zawiesił się.
– Nie musisz was przedstawiać. – westchnęłam. – Shiro i Sora, władcy Elkii. Doskonale was znam.
Nadal wyglądali, jakby ich systemy myślenia się zawiesiły, więc spokojnie dopijałam herbatkę. Odkładając pustą filiżankę na stolik, wesołym głosem dodałam:
– Dość późno się zrobiło. A więc, żegnajcie! – radosnym krokiem zaczęłam odchodzić, znów zakładając kaptur z uszami pandy na głowę.

< Sooora? Shirooo? >